Niedawno wróciłem z wyprawy do Etiopii. Kraj ten niesłusznie ciągle kojarzy nam się wyłącznie z biedą i głodem. Swoje najgorsze czasy ma już chyba za sobą i zaczyna bardzo szybko się rozwijać. Jest wielką atrakcją turystyczną. Z jednej strony północ kraju ze wspaniałymi zabytkami wyjątkowego, etiopskiego chrześcijaństwa i domniemane miejsce ukrycia Arki Przymierza.
Zobacz artykuł o Etiopii: "Śladami Arki Przymierza"
Z drugiej południe z tajemniczymi, pierwotnymi plemionami. Pogranicze Etiopii, Kenii i Sudanu to jeden z ostatnich, naturalnych obszarów Afryki. Nie ma tam jeszcze dróg i elektryczności. Wygląda podobnie jak za czasów Stasia i Nel (przez rejon ten mieli przemaszerować bohaterowie powieści Sienkiewicza zanim zakończyli swą pełną przygód podróż u stóp góry Kilimandżaro na terenie dzisiejszej Kenii).
W takim to miejscu mieliśmy okazję odwiedzić szkołę. I muszę przyznać, że zrobiła na nas całkiem duże wrażenie. Szkoła podstawowa, państwowa, położona w miasteczku Turmi, centrum administracyjnym tego terenu. W sumie 370 uczniów w 8 klasach. Klasy liczne, szczególnie te najmłodsze, nawet 50 osobowe. Dzieci bardzo miłe, sympatyczne.
Co ciekawe, tylko w pierwszych klasach i tylko do niektórych przedmiotów podręczniki są w języku etiopskim. Dalej już wyłącznie po angielsku! To typowe dla Afryki. Z jednej strony to dobrze bo od początku otwiera się w ten sposób na wiedzę z całego świata, ale z drugiej często stanowi poważną zaporę: kto nie potrafi szybko nauczyć się języka obcego, ma trudności eliminujące go z procesu edukacji.
Nasza uwagę zwróciły ponadto dwie rzeczy. Pięknie wymalowane na ścianach budynków szkolnych pomoce naukowe oraz tablica informująca o profilaktyce AIDS, wywieszona w pierwszej klasie, wśród siedmioletnich dzieci.
A nawet jeśli szkoła powstanie w pobliżu nie jest łatwo przekonać miejscowych aby chcieli posyłać do nich dzieci. W jednej z wsi byliśmy świadkami spotkania starszyzny z urzędnikiem państwowym. Przyszedł (piechotą, a jakże) tłumaczyć jak ważna jest edukacja, bo tutejsza społeczność woli wykorzystywać dzieci do pracy w gospodarstwie.
Napisał: Krzysztof Matys