Wyszukiwarka





Sonda
Czy korzystasz/korzystałeś z korepetycji?
TAK
NIE



Poleć nas
E-mail docelowy:

Twój e-mail:

Twój podpis:


Szkoła w Etiopii
2008-03-06 11:11:37
 
 

Niedawno wróciłem z wyprawy do Etiopii. Kraj ten niesłusznie ciągle kojarzy nam się wyłącznie z biedą i głodem. Swoje najgorsze czasy ma już chyba za sobą i zaczyna bardzo szybko się rozwijać. Jest wielką atrakcją turystyczną. Z jednej strony północ kraju ze wspaniałymi zabytkami wyjątkowego, etiopskiego chrześcijaństwa i domniemane miejsce ukrycia Arki Przymierza.


Zobacz artykuł o Etiopii: "Śladami Arki Przymierza"


Z drugiej południe z tajemniczymi, pierwotnymi plemionami. Pogranicze Etiopii, Kenii i Sudanu to jeden z ostatnich, naturalnych obszarów Afryki. Nie ma tam jeszcze dróg i elektryczności. Wygląda podobnie jak za czasów Stasia i Nel (przez rejon ten mieli przemaszerować bohaterowie powieści Sienkiewicza zanim zakończyli swą pełną przygód podróż u stóp góry Kilimandżaro na terenie dzisiejszej Kenii).

W takim to miejscu mieliśmy okazję odwiedzić szkołę. I muszę przyznać, że zrobiła na nas całkiem duże wrażenie. Szkoła podstawowa, państwowa, położona w miasteczku Turmi, centrum administracyjnym tego terenu. W sumie 370 uczniów w 8 klasach. Klasy liczne, szczególnie te najmłodsze, nawet 50 osobowe. Dzieci bardzo miłe, sympatyczne.

 
 

Co ciekawe, tylko w pierwszych klasach i tylko do niektórych przedmiotów podręczniki są w języku etiopskim. Dalej już wyłącznie po angielsku! To typowe dla Afryki. Z jednej strony to dobrze bo od początku otwiera się w ten sposób na wiedzę z całego świata, ale z drugiej często stanowi poważną zaporę: kto nie potrafi szybko nauczyć się języka obcego, ma trudności eliminujące go z procesu edukacji.
Nasza uwagę zwróciły ponadto dwie rzeczy. Pięknie wymalowane na ścianach budynków szkolnych pomoce naukowe oraz tablica informująca o profilaktyce AIDS, wywieszona w pierwszej klasie, wśród siedmioletnich dzieci.

 
 

 W całej Etiopii ledwie połowa dzieci chodzi do szkoły. Oczywiście więcej dzieci z miast niż ze wsi. Na prowincji, z dala od ośrodków miejskich w ogóle nie ma takiej możliwości. Jeśli szkoła jest, to bardzo daleko, za daleko aby dojść pieszo, a dojechać nie ma czym (samochodów prywatnych prawie się tu nie widuje).

A nawet jeśli szkoła powstanie w pobliżu nie jest łatwo przekonać miejscowych aby chcieli posyłać do nich dzieci. W jednej z wsi byliśmy świadkami spotkania starszyzny z urzędnikiem państwowym. Przyszedł (piechotą, a jakże) tłumaczyć jak ważna jest edukacja, bo tutejsza społeczność woli wykorzystywać dzieci do pracy w gospodarstwie.

Napisał: Krzysztof Matys

 

 

Wycieczka do Mołdawii, Naddniestrze, Odessa, wycieczka objazdowa, zwiedzanie Kiszyniów, Tyraspol, Bielce, piwnice winne